Naprawdę wiele trudnych chwil jest za nami. Trudno mi było o nich pisać na bieżąco ze względu i na emocje, i na brak czasu. Z dwójką tak małych dzieci jest co robić, a wcześniej ciąża, mocno stresująca do samego końca. Od krwawienia na początku, przez przeróżne skurcze, atak kolki żółciowej, cholestazę, na komplikacjach porodowych kończąc. Mam wrażenie, że wszystko, co mogło mi się przytrafić, się przytrafiło. Dziś jestem wdzięczna losowi, że tylko tyle i że wyszliśmy z tego całkiem dobrze. Nie powiem wspaniale, bo powikłania są, ale mogło być dużo gorzej.
O tych „przygodach” ciążowych opowiem, bo dziś już łatwiej mi się o tym mówi, choć nie robię tego często. Sądzę, że może to pomoże jakiejś mamie, która zmaga się z podobnymi problemami, albo wskaże, na co zwrócić uwagę, ustrzeże.. ale to nie w tym wpisie.
Marianna, takie imię wybraliśmy dla naszej malutkiej Búhobaby. Po naszych mamach (Marianna i Maria), tak jak chcieliśmy klasyczne, ale w miarę rzadkie. Zdrobniale mówimy na nią Mania, a Ludwik (nasz Búhokid) nazywa ją „dzidzia Mimi”.
Marianna, kończy dziś 5 miesięcy. Jak ten czas leci! Jeszcze nie tak dawno chodziłam z brzuchem, a dziś Marianna się do nas śmieje, guga, krzyczy, a najchętniej pluje.
Uwielbia obserwować wygłupy brata, i nikt inny nie potrafi tak jej rozbawić. Nikt inny nie potrafi też doprowadzić jej tak szybko do łez, ale ona mu wszystko wybacza.
Jest zupełnie innym dzieckiem niż Búhokid. Potrzebuje więcej bliskości, dotyku, ciepełka. Jest małym dużym żarłoczkiem, co też widać po fałdkach i wadze. Urodziła się z gęstą czuprynką na głowie, czego się spodziewałam, po tych okrutnych zgagach, jakie miałam w ciąży. Ma piękne niebieskie oczy, a ostatnio zrobiła się bardzo podobna do brata. Klon Ludwika z bujniejszą fryzurą.
Marianna jest wymagającą dziewczynką. Uparta i bezwzględna. Jeśli chce mleczko to powinno na nią czekać, zanim jeszcze poczuje głód, bo jak nie, to ryk na całe gardło i grochowe łzy.. Ale nie powinnam się dziwić, w końcu w opisie znaczenia jej imienia, nie raz o tym czytałam. „Współżycie z kobietą noszącą to imię zdecydowanie nie jest proste […] Jest bowiem bardzo pewna siebie, zdecydowana, samodzielna i niezależna. Nikomu nie pozwoli się zdominować […]. Jest uparta, by za wszelką cenę zachować całkowitą swobodę i jeśli ktoś będzie ją zamęczał udzielaniem jej rad […], można mieć pewność, że zrobi dokładnie na odwrót nawet jeśli będzie dobrze wiedziała, że nie przyniesie jej to korzyści. Inne jej wady to nadmierna wybuchowość, która często wpędza ją w kłopoty oraz sprawia, że otoczenia ma już jej dość […]” (www.imiona.net/marianna/). Ach, nie jest lekko, ale może nie będzie tak źle?
Pokochaliśmy ją jeszcze zanim się pojawiła na tym świecie. Słyszałam, czytałam, że niektóre mamy potrzebują czasu, żeby dotarło do nich, że kochają drugie dziecko. Ja tak nie miałam, być może dlatego, że tyle razy się o nią bałam, zanim ją jeszcze poznałam. Chociaż przez pierwsze kilka tygodni często porównywałam ją do Ludwika. To chyba była forma uzmysławiania sobie, że naprawdę każde dziecko jest inne i nie zawsze te same metody działają.
Uwielbiam ją, podziwiam, jestem z niej dumna i bardzo kocham. To prawda, że miłość się mnoży!